Recenzja filmu

Big Short (2015)
Adam McKay
Christian Bale
Steve Carell

Czarne owce finansjery

Ambitny plan przybliżenia widzom wymagających ogromnej koncentracji mechanizmów reżyser równoważy setką atrakcji na minutę. Wprowadza narratorów zwracających się wprost do widza, czyni liczne
W jednej z początkowych scen "Big Short" nieskończone słupki liczb –sum pożyczek, rat i spóźnionych dni spłaty –przeplatają się z pocztówkami z "amerykańskiego snu": ktoś kupił dom, wyremontował mieszkanie, dobrze bawił się na wakacjach... Czasem zamajaczy jeszcze ściana szklanego biurowca i załopocze dumnie flaga Kalifornii. Wszystkie te migawki to puzzle procesu myślowego jednego z bohaterów. Socjopatyczny analityk w wytartym t-shircie, bez butów, na zmianę stukający drewnianymi pałeczkami w kolana jak w werble i palcami w przyciski klawiatury. To film Adama McKaya w pigułce, w którym galopująca furia znajduje ujście w formalnym ADHD, skutecznie walczącym o pełną uwagę widza. Jest być może znakiem czasów, że pomimo powstania kilku świetnych obrazów na temat kryzysu ekonomicznego –brawurowego "Wilka z Wall Street" i trzymającej za gardło "Chciwości" oraz paru niezłych dokumentów –najgłębsze wejrzenie w oko cyklonu dał nam twórca głupawej komedii "Legenda telewizji".


Historia krachu opowiadana jest z perspektywy bankierów-outsiderów, którzy, mimo że są częścią ogromnej piramidy, ani nie rezydują na samym jej szczycie, ani nie są płotkami raczącymi się tym, czego nie pożarły jeszcze rekiny finansjery. Ich pozycja i tryb pracy umożliwiają patrzenie z pewnego dystansu na maszynę mielącą pieniądze, która dawno zgubiła większość niezbędnych trybików, ale cały czas pracuje na najwyższych obrotach dzięki sztucznie pompowanemu w nią smarowi. Podczas gdy mocno przeceniani reżyserzy "z sercem po lewej stronie" opowiadają nam naiwne bajki o chciwych, gardzących prostym człowiekiem bankierach z piekła rodem, McKay nie boi się sięgnąć po trudno zrozumiałe dla odbiorcy konkretne zarzuty. Twórca mocno zawierzył inteligencji widza i jego niechęci do łatwego moralizowania. Costa-Gavras w "Żądzy bankiera" i Oliver Stone w "Wall Street" ponieśli w swoich społecznych diagnozach klęski, gdy skupili się na grubych rybach. McKay z kolei patrzy szerzej na całe środowisko –na system, który do złudzenia przypomina stado owiec. W "Big Short" rekiny są leniwymi pasterzami, którzy na dodatek przestali korzystać z usług psów pasterskich. Efekt jest taki, że owieczki od dawna pasą się same, a w ich ogromnym stadzie nawet najczarniejsze owce –edgingowi analitycy –mogą paść się w spokoju aż do dnia apokalipsy. Tych ostatnich reżyser stawia na pierwszym planie, ale nie po to, by obarczyć ich winą za całe zło; traktuje ich jak soczewkę, przez którą można ujrzeć światowy kryzys w całej jego okazałości i absurdzie.

Ambitny plan przybliżenia widzom wymagających ogromnej koncentracji mechanizmów reżyser równoważy setką atrakcji na minutę. Wprowadza narratorów zwracających się wprost do widza, czyni liczne dygresje, w których celebryci beztrosko i łopatologicznie tłumaczą trudniejsze terminy, robi efekciarskie cięcia i podkręca atmosferę teledyskowymi metaforami. Ciągi komediowych skeczy połączonych montażem skojarzeniowym pędzą jak rollercoaster. Gdy widz czuje już, że rozumie, o co w tym wszystkim chodzi, pojawia się kolejny zakręt, a potem jeszcze dwa kończące się pętelką do góry nogami. To, że żaden wagonik się nie wykoleja, a pasażerowie-widzowie pozostają na miejscach, film zawdzięcza solidnie skonstruowanym postaciom pierwszoplanowym. Choć każdy jest tu dziwakiem, nigdy nie staje się zwykłym pajacem przewracającym się na skórce od banana czy prompterem do generowania zabawnych one-linerów. McKay uczciwie portretuje ludzi rozdartych między głosem sumienia a chłodną racjonalną kalkulacją, nie wytyka palcem tych, którzy odkrywszy, że współczesny system bankowy przypomina legalny terroryzm, zamiast na solidarność decydują się "brać forsę i w nogi".



Psycholog Daniel Kahnemann dostał Nagrodę Nobla za udowodnienie, że porażająca większość ludzi –również ekspertów –w sytuacji ryzyka podejmuje decyzję pod wpływem emocji, a nie kalkulacji. Winić naszych bohaterów, uważnych analityków, za to, że nie wpadają w przepaść wraz z pędzącym stadem, to jak winić kalkulator, że liczy bezbłędnie. Mimo że twórcy filmu grają fair, mają zacięcie misyjne i ciężko przyjąć niektóre ich tezy: choćby tę, że odpowiedzialność za branie kredytów na piąty dom spoczywa jedynie na bankach, a na kredytobiorcach już nie. Trzeba jednak przyznać, że twórcy swój światopogląd prezentują jasno i inteligentnie. Dawno nikt z taką gracją nie wcielał w życie poczciwej oświeceniowej zasady "bawiąc, uczyć".
1 10
Moja ocena:
8
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Big Short" nie porywa bez pamięci. Nie wciska w fotel. Nie wyciska łez. Nie mierzy wysoko. W większości... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones